W 2017 miałam kupiony bilet na Majorkę, zarezerwowany pokój, a sprawy potoczyły się zepełnie innym torem i musiałam odpuścić wyjazd. W tym roku widząc cenę biletu 30 euro w dwie strony z Barcelony, pomyślałam: jadę! I tak oto spędziłam weekend na Majorce.
Ryanair ma czasami takie promocje, których żal odpuszczać. A ofert, a ofert. Tylko przebierać i korzystać, by tanio pozwiedzać świat. Majorka nigdy nie była moim marzeniem, bo po zwiedzeniu Ibizy i Minorki, uważałam, że nie wiele więcej będzie miała do zaoferowania. Oh, jak ja się myliłam! Weekend na Majorce okazał się za krótki, żeby zwiedzić całą wyspę, ale to co zobaczyłam wyłącznie pobudziło moją wyobraźnię i chęć na kolejny dłuższy weekend na tej wyspie.
Oczywiście, jak zwykle skorzystałam z AirBnb. Naprawdę polecam Wam tę platformę. Szybko i bez problemu rezerwuję w zasadzie tanie pokoiki lub mieszkania, i jak do tej pory jeszcze się nie zawiodłam. Sama wybieram, gdzie chcę mieszkać, za ile, i w jakich warunkach. Nie inaczej więc było podczas weekendu na Majorce. Pokoik w pięknym mieszkaniu wynajęliśmy na kilka dni i do plaży mieliśmy… 2 minutki: zejść na dół i przejść dosłownie kilka kroków
Weekend na Majorce – moje początki
Nasza podróż jednak zaczęła się nie typowo, gdyż wynajęliśmy miejsce w Can Pastilla, czyli nie w Las Palmas, jak pewnie większość osób. Zależało nam na spokoju, odpoczynku i… braku turystów. Myślę, że cel został osiągnięty. Plan również był wynajęcia samochodu i jakież moje zdziwienie było, kiedy żadna z wypożyczalni nie akceptowała karty debetowej, ani… American Express. Bunt nastolatki obudził się we mnie i stwierdziłam, że zmusza się człowieka, który nie ma ochoty posiadać kredytów, na zawieranie umów z bankami, żeby posiadać kartę kredytową. Absurd! Niech się cmokną pomyślałam, i nie mając samochodu, ani taksówki, postanowiliśmy pieszo przejść się do naszego miejsca noclegowego. I bardzo dobrze zrobiliśmy, bo co mnie od razu zaskoczyło? Pogoda! O ile w Barcelonie też było ładnie i słonecznie, to na Majorce dodatkowo było bardzo ciepło! Można by powiedzieć, że lato panowało na wyspie. Spacerkiem 25-minutowym doszliśmy do naszego miejsca noclegowego, zakwaterowaliśmy się i postanowiliśmy odkryć nieznane miasteczko. Tak też rozpoczęliśmy nasz weekend na Majorce.
Can Pastilla
Miasteczko było niegdyś wioską rybacką, która wraz z napływem turystów przekształciła się w atrakcyjnie położone miejsce z bardzo ładną i długą plażą, co przykuło uwagę przedsiębiorców rozwijając kurorty. Uroku Can Pastilli dodaje na pewno wiele ścieżek rowerowych, dzięki którym można spokojnie wzdłuż wybrzeża jeździć i podziwiać promienie słońca odbijające się w falach wody. Wynajem roweru na jeden dzień kosztuje bagatela: 9 euro z ubezpieczeniem. Miasteczko można również zjeździć kolejką, która jednak do najtańszych nie należała (8 euro), dlatego zdecydowaliśmy się na długie spacery i oszczędność w kieszeni.
Okazało się jednak, że w samej miejscowości to za wiele do zwiedzania nie ma. Co najwyższej to można pospacerować sobie wybrzeżem, obejrzeć zachód słońca z wielu miejsc, zjeść, wypić i tyle… Tak też spędziliśmy pierwszy dzień. Po lunchu odpoczywaliśmy na plaży, aż przyszedł wieczór i burczenie w brzuchu zaprowadziło nas na pyszną kolację do włoskiej restauracji: L’artista pizzeria napoletana. Ah cóż za przepyszne typowo włoskie jedzenie. Dawno nie jadłam tak przepysznej pizzy. Ale sama zamówiłam sobie sałatkę z kurczakiem, która mimo, że była bardzo pikantna była wyśmienita. Kolację zakończyliśmy toastem za moją babcię i ruszyliśmy się wyspać, bo kolejny dzień szykował się dość intensywny.
Przyznam jednak, że nie do końca odpowiada mi Majorka, jako kurort niemiecki. Naprawdę w Can Pastilla czułam się bardziej, jak w Niemczech niż w Hiszpanii. O ile tego języka nieco mi brakowało, to o tyle nie do końca pasował mi ten niemiecki styl pod palmami. Ale cóż… biznes to biznes.