To trzeba zobaczyć w Pokharze!
Intensywny dzień w Pokharze nie miał dla nas końca. Cały czas miałam wrażenie, że to trzeba zobaczyć, i to trzeba przeżyć. Czułam się “nienajedzona” Pokharą. Pewnie też dlatego nie spoczęliśmy na trekkingu i oglądaniu widoków.
Jeśli czytacie dokładnie moje posty, to już zdążyliście się zorientować jak bardzo Nepal mnie oczarował, zwłaszcza jego natura. Miałam wrażenie, że Pokhara – misto w centralnej części Nepalu, oddalonej od Kathmandu o 200 km nie przestawało zachwycać. Co spojrzenie to nowe rzeczy do zobaczenia. Moja głowa kręciła się be przerwy w prawo i w lewo w poszukiwaniu piękna. Po trwającym ponad 4 godziny trekkingu do World Peace Pagoda, zeszliśmy w podziemia.
Jaskinia Gupteshwor Mahadev
Naszym celem było zobaczenie wodospadu Devi i dlatego też zeszliśmy do Jaskini, by móc zobaczyć wodospad od wewnątrz. Do Jaskini schodzi się krętymi schodami, których architektura ścian zupełnie zaskoczyła. Erotyczne figury przypominające wręcz sceny kamasutry były tak zadziwiające, ale jednocześnie piękne, że zanim weszliśmy do środka jaskini… trochę zeszło 🙂
Wejście kosztowało nas 100 NRP, więc trzeba zobaczyć, bo cena jest zachęcająco niska. Jaskinia jest poświęcona Shivie i okazała się być jedną z istotniejszych miejsc hinduskich pielgrzymek. W środku faktycznie znajduje się mała świątynia, której zdjęć nie można było robić. Ta mała kapliczka robiła duże wrażenie, zwłaszcza że jeszcze nie widziałam takiego miejsca w środku jaskini. Jaskinia jest wapienną i są miejsca ciasne, bardzo śliskie, ale również niskie. Także trzeba mocno uważać, by krzywdy sobie nie zrobić. Dodatkowo w środku przestrzeni są rusztowania, gdyż nadal trwają tam budowy, mające na celu wsparcie jaskini. Droga do samego wodospadu jest okryta stalaktytami i stalagmitami, które wzbudzają zainteresowaie zwiedzających.
Wodospad Davi
Wodospad od środka było niezwykle ciężko sfotografować, jednakże silnie spadająca woda robiła wrażenie, a podmuch wiatru z kroplami wody ochładzał po długim trekkingu w słońcu. Po kilku minutach bawienia się w paparazzi postanowiliśmy wyjść na zewnątrz, by podziwiać wodospad z perspektywy światła. Miejsce okazało się być kompleksem połączonym z ogrodami, do którego wejście kosztowało 20 NPR, a prowadziła do niego droga przez mini nepalski market. Cóż mam powiedzieć: wodospad był piękny!
Aczkolwiek widząc wodospady w Brazylii, czy w Bieszczadach, nie zrobiło na mnie aż takiego dużego wrażenia to miejsce. A może byłam już po porostu głodna i zmęczona 😛 Dlatego też kolejnym punktem wymuszonym nieco przeze mnie, a na które trafiliśmy zupełnie przypadkowo w oczekiwaniu na taksówkę, była rodzinna tibetańska knajpka, z najlepszym momo, jakim do tej pory jadłam. Momo są to pierożki, które w żaden sposób nie przypominają polskich, ale smakowo wcale im nie ustępują. Mięso z bawoła, które stanowiło farsz, było niezwykle dobrze doprawione, a do tego rozdawana za darmo zupka dodała siły na kolejne zwiedzanie. Ile zapłaciliśmy za jedną porcję (10 sztuk dużych mo-mo)? Bagatela 100 NRP, czyli 3 PLN! Ceny w Nepalu rozpływały mnie, dlatego też każdemu polecam pojechać do tego kraju na o wiele dłużej niż tylko 8 dni. A restaurację w Pokharze, na którą natrafiliśmy koniecznie trzeba zobaczyć i spróbować ich mo-mo: Tibetan Dolma.
Międzynarodowe Muzeum Górskie
Będąc w Pokharze uważam, że warto odwiedzić muzeum celebrujące nie tylko górskie masywy, ale również kulturę i historię Nepalu. Poznałam wiele kulturowych różnic między poszczególnymi regionami kraju, które przekładało się na styl życia mieszkańców, a także ich wygląd, ubiór, mowę. Samo miejsce jest bardzo duże i by obejść całe muzeum trzeba poświęcić 2 godziny, wraz z obejrzeniem filmu związanego z największymi górami świata. W tym miejscu dopiero poznałam znaczenie słowa Sherps. Jeśli oglądaliście film “Everest” to z całą pewnością rzuciło Wam się w uszy to słowo. Sherpowie, to grupa etniczna zamieszkująca górzyste tereny Nepalu. Są oni genetycznie przystosowani do życia na dużych wysokościach, dzięki czemu głównie oni przewodniczą wyprawom na Mount Everest. Kto wie… może kiedyś ich zobaczę?
Na tym zakończyliśmy naszą aktywne zwiedzanie miasta i powróciliśmy do hotelu, by złapać oddech, i później relaksować się w okolicznych knajpkach, których jest tak dużo, że w sumie nie wiedzieliśmy którą wybrać. 🙂 10 intensywnych godzin w Pokharze przekonało mnie, jak mało jeszcze widziałam, i ile jeszcze to miasto może zaoferować. Nie pomijajcie tego miejsca będąc w Nepalu – to trzeba zobaczyć!