Indie są tak duże, że miesiąca byłoby za mało, żeby zobaczyć te wszystkie piękne miejsce. Ale po Agrze stwierdziliśmy, że dobrym miastem w trójkącie zwiedzając będzie Jaipur. I się nie pomyliliśmy, chociaż droga z Agry do Jaipur zamroziła mnie na chwilę, kiedy zobaczyłam przedziały w pociągu. To był pociąg sypialniany!
Nasza wyprawa, bo inaczej nazwać tego nie mogłam, pociągiem z Agry do Jaipuru trwała prawie 6 godzin. Niewyspanie, brak odpowiedniego miejsca na początku dał w skórę, jednakże po godzinie akomodacji, mogłam się zrelaksować i poczytać przewodnik o różowym mieście, czyli Jaipur. Po drodze widoki Indii były ciekawe i pokazały mi chociaż przez chwilę normalne, pozamiejskie życie w Indiach. Było to miłe oderwanie od miasta i od ludzi, którzy patrzą się na ciebie, jak na ufoludka. Spokojna podróż, choć długa, nie kosztowała nas wiele, bo około 20 zł za osobę, a na każdej stacji wsiadali sprzedawcy, więc wodę można było zakupić bez problemu.
Po dotarciu do Jaipuru naturalnie zaczęliśmy być ostrożni, bo bardzo szybko pojawili się kieszonkowcy, którzy szli za nami, aż do postoju taksówek. Ważne jest, by być jednak ostrożnym w takich sytuacjach, a taksówkę najlepiej zamówić w miejscach: Pre-paid Taxi. Wówczas nie zostaniesz ani wywieziony do marketów, ani oszukany. W budce, którą obsługują osoby, starające się mówić po angielsku, pobiorą od Ciebie odpowiednie wynagrodzenie (my zapłaciliśmy 500 Rupii, by dojechać do naszego hotelu). Taksówkarz, który nas wiózł mówił bardzo ładnie po angielsku, chociaż jak się przyznał nigdy nie był w szkole, i nie potrafi czytać. Sam posiada jednak dzieci, które posłał do szkół, by miały dobrą podstawę do poprawy swojej sytuacji materialnej. W każdym razie, zaproponował on nam swoje usługi transportowe na 2 dni, które kosztowały nas ok. 3000 Rupii, przy czym kolejnego dnia dołączyły do nas dwie koleżanki, które również podróżowały w tym czasie po Indiach, i razem zwiedzaliśmy Jaipur.
Co prawda pierwszego dnia, bo dość ciekawej podróży pociągiem, postanowiliśmy się bardziej zrelaksować i rozpocząć przygodę z miastem od akomodacji w pięknym hotelu WelcomHeritage Traditional Haveli, po czym nasz przewodnik transportowy zabrał nas do dobrej restauracji, w której słowo pikantne oznaczało: “będziesz zionąć ogniem”. Po przepysznym jedzeniu, podróży 6-cio godzinnej w zasadzie to nic nam się już nie chciało robić, więc zakończyliśmy ten dzień w znanym markecie Jaipuru, w którym były przecudowne materiały, okapy, narzuty i ubrania. Jednakże ceny były raczej turystyczne, dlatego też… zakupiłam sobie spódnicę, która była warta tej ceny i w sam raz na barcelońskie lato. Zakupiliśmy jednak herbatki i przyprawy, stwierdzając że to w zasadzie ostatni moment na takie zakupy przez wyjazdem do Nepalu. Dzień zakończyliśmy wizytą w SPA w hotelu (warto było skorzystać, bo ceny zdecydowanie odbiegają od europejskich), po czym spotkaliśmy się ze wspomnianymi już wcześniej koleżankami w barze naszego hotelu, by nieco… poimprezować.
Dzień zwiedzania w Jaipur
Ah cóż to był za intensywny dzień, a upał nieustannie doskwierał. Zwiedzanie rozpoczęliśmy od wjazdu piękną bramą do centrum miasta. Niestety nie udało nam się zrobić idealnego zdjęcia Pałacu Wiatrów (Hawa Mahal), gdyż był spory ruch na ulicy, jednakże robił wrażenie! To spektakularne miejsce zawdzięcza swoją nazwę od wielu okien, które wprowadzają wiatr do środka. Można zwiedzić to miejsce, jednakże my wybraliśmy dalszą podróż do Pałacu Miejskiego.
Pałac Miejski w Jaipur
Pałac Miejski jest kompleksem składającym się z wielu budynków, ale żeby wejść do wszystkich trzeba zapłacić bagatela 3000 INR, co wydawało nam się bardzo drogie w porównaniu do Taj Mahal za 1000 INR. Zakupiliśmy więc bilet na ograniczone wejście za 500 INR, by poczuć się jak maharani, czyli żona maharadży. Przyznam się bez bicia, że ten Pałac nie zrobił na mnie przesadnego wrażenia, choć było jedno miejsce specjalnie udostępnione w cenie biletu, do którego za dawnych czasów przybywali polityczni goście z całego świata, by spotkać się z maharadżami. Pałac posiada również muzeum przedstawiające stroje, materiały, biżuterię, broń, itd., które należały do maharadżów.
Ciekawostką jest fakt, że w Pałacu nadal zamieszkuje rodzina maharadży Jaipuru. Dlatego też wejście kosztuje tak dużo. W końcu to prywatna rezydencja, a nie rządowa. Ceny mogą sobie narzucać więc indywidualnie. W każdym razie, to co mogliśmy zobaczyć za 500 rupii było wystarczające.
Jantar Mantar
Wyjście z Pałacu kieruje nas prosto do zabytkowego Jantar Mantar, czyli do obserwatorium astronomicznego, założonego w 1716 roku przez maharadżę Jai Singh. Koszt to 200 INR, które absolutnie warto wydać. Było to wyjątkowe obserwatorium, które posiada 16 instrumentów astronomicznych, a wszystkie znajdowały się w jednym miejscu. O takich wynalazkach kiedyś czytałam w książkach, a w Jaipurze mogłam je wszystkie zobaczyć. Potężne głazy tworzące narzędzia mierzenia czasu, pogody, astrologii, wzbudziły nasze duże zainteresowanie, choć stanie w upale nie pomogło mojemu zdrowiu, co odczułam przed dalszym zwiedzaniem. Także uwaga jedna do wszystkich: chowajcie się w cieniu w czasie upałów i pijcie ogrom wody!
Fort Amber
Fort Amber był ważnym ośrodkiem dla pierwszych mieszkańców miasta. Jest to jedna z fortec, które swoją potęgą nie tylko zachwyciły mnie, ale i przeraziły. Wielkość obiektu jest nie możliwa do przejścia w jeden dzień, ale na szczęście wiele obiektów jest niedostępnych dla zwiedzających. Ależ cóż za widok tworzy ten wspaniały Fort, który usytuowany jest na wzgórzu. Wejście kosztowało 550 INR. Szczerze mówiąc nie czułam się najlepiej tego dnia: upał, problemy gastryczne, wcale nie pomagały w zwiedzaniu, ale musiałam się przemęczyć, by zobaczyć te piękne ogrody, widoki na wzgórza Jaipur i Pałac Luster.
Pałac Luster nazywany Szisz Mahal, jak widać zdjęciu powyżej jest piękną salą zdobioną kryształami, lusterkami, które migoczą wraz z światłem, nadając piękny widok dla obserwujących. Dzięki takim miejscom można zauważyć bogactwa Indii i pomysłowość zdobień, które są zakorzenione w ich kulturze, a czasami nawet religii, jeśli zwrócimy uwagę na emblematy wiar, które widać na każdym kroku w Indiach. Przepych miejsca, wraz z Pałacem wodnym Dźal Mahal, przypomniał mi jednak o tych wszystkich ludziach, którzy borykają się na co dzień z brakiem wystarczających środków finansowych na zakup chleba.
Po obejrzeniu większość najważniejszych budynków w Jaipurze, wiedzieliśmy że nasz limit czasowy jest ograniczony, do letniego prysznica i przygotowania się do wyjazdu samochodem do New Delhi, by następnego dnia być już w Nepalu. Za przejazd z hotelu w Jaipurze do hotelu w New Delhi zapłaciliśmy o zgrozo: 5500 INR, a jechaliśmy prawie 6 godzin z wyborowym kierowcą, zatrzymując się po drodze wyłącznie na kolację. To była ciekawa przejażdżka między trąbiącymi samochodami, drogą bez pasów, na której ma się wrażenie, że nikt nie trzyma się przepisów drogowych. Ale nic mi już nie przeszkadzało, bo za chwilę miałam być w Nepalu…