Weekend poza Barceloną, dużym miastem, które mimo swojej urody, potrafi też zmęczyć. Obok zaś podróży dalekich, po Brazylii, Stanach (jejku jeszcze nic o nich nie wspomniałam na blogu, a spędziłam tam w sumie 7 miesięcy), Norwegii, czy nawet Rosji, czas zaproponować Wam cykl z serii weekendowe wypady w Katalonii, których kilka odbyłam i mogę polecić.
Ten post będzie poświęcony romantycznemu weekendowi poza Barceloną, który warto spędzić w górach na granicy Katalonii i Francji, czyli w Pirenejach. Planu większego nie robiliśmy, stwierdzając (jak zwykle nie koniecznie mądrze), że będzie to spontaniczna wycieczka, połączona z odpoczynkiem. Jestem dziewczyną z Mazur, więc na co dzień byłam otoczona lasami, jeziorami, a po wspinaczkach górskich nie było możliwości, bym chociaż raz w roku nie było bliżej natury i gór. Po kilkutygodniowym jęczeniu, jak brakuje mi innego powietrza, wynajęliśmy samochód i pojechaliśmy drogą przez Vic, Ripoll, by dotrzeć do miejsca noclegowego wysoko w górach…
Po drodze naturalnie zatrzymaliśmy się w mieście Vic, które przypomniało mi, jak Hiszpania może zauroczyć małymi mieścinami. Do tej pory Sant Cugat i Girona okazywały się być najprzyjemniejsze dla mnie, a podróżując dalej można poznać jeszcze piękniejsze miejsca. Vic na pewno do takich należy. Mimo, że tego dnia padał deszcz, okazało się że można spokojnie zwiedzić centrum dzięki odpowiedniej mapie ścieżki między zabytkami, zjeść wspaniały krem z mango i oddać się urokowi małego miasteczka. Choć chyba nic nie przygotowało mnie na jeszcze krótszy spacer uliczkami Ripoll, to centrum, w którym mieści się piękny klasztorek wraz z muzeum zauroczył mnie. Spacerując wzdłuż rzeki płynącej w mieście, wyłoniły się góry, do których tak tęskniłam… Postanowiliśmy ten dzień zakończyć w wysoko położonym pensjonacie, który… nie zachwycił nas tak bardzo, jak miejsce jego położenia. Wstając porankiem i widząc otaczającą nas naturę, brak cywilizacji, zatęskniłam do tego spokoju.
Vall de Nuria
Z Barcelony można dojechać samochodem w maksymalnie dwie godziny, ale również można wybrać się kolejką, by móc podziwiać górzyste tereny otoczone rzeczkami. Zimą otwarty jest wyciąg, więc warto skorzystać z sportowych atrakcji na śniegu. Dookoła jeziora jest ścieżka, którą można się przejść, by podziwiać widoki z każdej strony, a po drodze można spotkać mini farmę z kucykami, kapliczkę, mostek nieopodal rzeki.
Llac de Puigcerdà
Mała miejscowość na granicy Hiszpanii z Andorą. Otoczona górami, a w środku miasteczka znajduje się jeziorko ze ścieżką dla spacerujących, i trenujących. Miła niedziela spędzona w takim otoczeniu zdecydowanie może zrelaksować.
Parc Animalier w Les Angles
Co prawda w dniu, w którym wybraliśmy się w Pireneje, było już zimno. Ale przygodę zwiedzania parku z dzikimi zwierzętami warto było przeżyć. Jeśli planujesz wyprawę w te tereny, pamiętaj że jest to dwugodzinna przeprawa lasem, więc bądź na to przygotowany: woda w plecak, wygodne buty, i sprawdź pogodę bo może okazać się bardzo zimno.
Droga siedmiu wodospadów
Na zakończenie tego weekendu znaleźliśmy ciekawą ścieżkę, trwającą około dwóch godzin, a prowadzącą po kolei do wodospadów, a jest ich aż 7. Warto wcześniej sprawdzić pogodę i trasę, by wiedzieć na co się szykować, bo aż tak łatwo nie jest przejść tę trasę, jeśli nie jest się zaprawionym w bojach. W każdym razie trasę warto rozpocząć z samego rana, by znaleźć miejsce do zaparkowania auta. Z miasteczka wcale nie jest najbliższej, żeby wybrać się spacerem, zaś sama trasa jest już wyczerpująca wystarczająco 😛 Ale zachęcam Was, by przejść tę drogę, gdyż widoki są faktycznie cudowne.
Pingback: Co zwiedzić w Walencji w jeden weekend? – Kreatywne Podróże