Top
  >  Ameryka Południowa   >  Klimatyczny szok w Rio de Janeiro

Klimatyczny szok w Rio de Janeiro można przeżyć, zwłaszcza jeśli przyjeżdża się w grudniu prosto z zimnej Polski. Ale jednym z najbardziej kolorowych miast, które zwiedziłam do tej pory to zdecydowanie Rio de Janeiro. Od momentu wylądowania w tym przepięknym mieście, po wylot, nie przestawało mnie zadziwiać. 6 dni w Rio nie jest wystarczające, by wszystko zwiedzić, ale zdecydowanie dużo aby poczuć egzotykę tego miejsca.

Zwiedzanie rozpoczęłam od najsłynniejszych schodów w Brazylii, czyli Escadaria Selarón. Upał dawał do zrozumienia, że kokosowa woda jest niezbędna, a dziewczyny z super ułożonymi włosami i pełnym makijażem wkurzały brakiem wyrazu zmęczenia, czy też upału… Schody: no WOW! Ktoś się namęczył, żeby tak dopracować detale, także chyba na każdym zrobiłyby duże wrażenie. Budowane przez Jorge Selarón  od 1990 roku, który w ten sposób chciał naprawić i upiększyć schody do własnego domu, kolorami flagi Brazylii, przykuwają wzrok.

 

Po zejściu ze schodów o niczym innym nie marzyłam, jak o cieniu. Także wskoczyliśmy do Ubera i w ciągu 20 minut byliśmy już w innej części Rio, by w klimatach tropikalnych odpocząć choć przez chwilę. W ten sposób wylądowaliśmy w Área de Proteção Ambiental de Santa Teresa i pomyślałam: kto wchodzi do tropikalnego lasu w … klapkach? Chyba tylko wariaci… 😛 Miejsce faktycznie przypomina Amazonię, piękne, ogromne drzewa, zapach… do dziś czuję. Szczerze… to poszliśmy tam, żeby zaprzyjaźnić się z małpkami, jednak zostaliśmy kompletnie olani. Wolały bawić się z małą dziewczynkę, która opowiadała nam o całej rodzinie małpek, które dopiero co uciekły.

Anyway… faktycznie tutaj poczułam Brazylię – nie tę cywilizowaną, ale tę dziką, naturalną, nie opanowaną. Warto było tutaj zajrzeć:

Pierwszy dzień okazał się dla moich nóg tak męczący, że wyprawę skończyliśmy na plaży Copacabana, totalnie przereklamowanej dla dziewczyny z Mazur, która plaże ma co krok. Jednakże woda, słońce, widoki na góry i fawele… to może zaserwować jedynie Rio de Janeiro. Po nabraniu słoneczka nic tak nie zrelaksowało, jak piwko w barze z muzyczką egzotyczną na plaży… Żyć nie umierać… (powiedziałam, nie myśląc, że kolejny dzień będzie traumą dla moich stóp 😀 )

post a comment