Praca to nie przedszkole! Ileż raza ja to słyszałam i mówiłam. Zarozumialstwo czy profesjonalizm? Karierowicz czy Pracuś? Po trupach do celu czy po prostu do celu? Jak Wy odpowiedzielibyśmy na te pytania? Domyślam się, że połowa: profesjonalizm, pracuś i do celu (nie niszcząc siebie i innych po drodze). Teraz zadam inne pytanie: co powiedzieliby o Was współpracownicy, koledzy, rodzina?
O mnie słyszałam i słyszę wiele opinii, a czy mnie one obchodzą to już drugorzędna sprawa. Interesują mnie wyłącznie konstruktywne krytyki, które mają faktyczne przełożenie na moje zachowanie, czy też pracę. Potrafię skulić ogon i powiedzieć “Przepraszam” (ale głównie mamie :P).
Czy mam się przejmować kimś, kto twierdzi że jestem agresywna w rozmowach, albo pomijam ludzi i ich emocje? Na pewno nie. Ile ludzi, tyle opinii. Tego się nauczyłam. Nie uważam też, że jest to zarozumialstwo. Przecież nie mam wygórowanego mniemania o sobie i nie uważam, też że przeceniam swoje zalety. Uważam, że jeśli jestem w czymś dobra, to nie dlatego, że sama sobie przyznaję tytuły, ale mierzę to zadowolonym klientem, jego chęcią do kontynuowania ze mną współpracy…
Profesjonalizm jest dla mnie odzwierciedleniem realizacji celów, których ja sobie określam lub które są mi narzucone przez klienta, szefa, etc. Pomyśl: masz cel (niech to będzie nawet miesięczny bonus w pracy). Współpracujesz z klientami, pracujesz by osiągnąć cel, ale również by firma i klient byli zadowoleni. Podpisujesz się swoim nazwiskiem, swoją osobą, świadczyć o sobie przede wszystkim dobrze. A tutaj, raptownie, Twoja asystentka nie informuje Cię o zmianie produkcji, zmianie lotu, ważnym spotkaniu w biurze. Przyczyna: no ok… zapomniała, bo w domu się jej wali. Ja, jako kobieta zrozumiem, ale jako pracownik powiem: “No nie wytrzymam, wybuchnę!” Ile razy znaleźliście się w takiej sytuacji? No przyznać się!
Emocje a praca
Więc, ja też nie raz w niej byłam. Któregoś dnia odebrałam telefon od kolegi, z którym współpracowałam. Krzyczy, emocjonalnie stara się wytłumaczyć z kim się pokłócił i o co, a ja słucham i… wkurzam się, że marnuje mój czas. Rapotownie słyszę w słuchawce tekst “Poskarżę się szefowi, że ona tak mi odpowiedziała”. Ok… Udało mu się. Zwrócił moją uwagę. Nie byłam w tej sprawie stronnicza, ogólnie miałam gdzieś, co się wydarzyło między nim a moją koleżanką. Nie moja broszka. Ale chwila, chwila… Skarżyć się? A co my w przedszkolu jesteśmy? I tak mu odpowiedziałam: “To nie przedszkole, a jak chcesz zebrać opierd… jeszcze od szefa to czyń honory i dzwoń. Ja z chęcią posłucham, co on będzie miał ci do powiedzenia”. No cóż… od tej pory to ja byłam wredna, bo nie stanęłam w obronie biednego kolegi, który swoją drogą nawalił i konstruktywna krytyka, którą otrzymał od koleżanki, należała mu się.
Czy mnie to obeszło, że ktoś przestał mnie lubić, bo otwarcie powiedziałam mu co myślę? Wcale! To jego problem, że nie potrafi przyjąć krytyki do siebie, a ja jako wolny człowiek, zapytany o zdanie, mam prawo powiedzieć prawdę, a nie przytaknąć mu, by zyskać “przyjaciela”. Zaznaczam jednak, że krytyką w żaden sposób nie określam mianem obrażania ludzi, wyzywania ich od głupków (chyba, że w nieformalnej i emocjonalnej rozmowie z bliską mi osobą – tak jestem kobietą, i mam swoje fochy, więc pomarudzić sobie też mogę od czasu do czasu).
Oczywiście jestem altruistką, założyłam Fundację, pomagam kiedy mogę, wspieram Fundusz Stypendialny, ale to jest mój prywatny czas, z którym mogę robić co mi się podoba, dopóki nie krzywdzę innych. W pracy jednak jestem profesjonalistką. Jeśli coś nie wychodzi: to naprawiam, nawet kosztem krytyki innych (naturalnie konstruktywnej i nieemocjonalnej). Raz jednak, mówiąc koleżance, że to co robi nie do końca wychodzi jej dobrze, a co kosztuje mnie stratą mojego czasu na poprawianie jej błędów, nie spodziewałam się zupełnie – reakcji płaczu… W kilka sekund pomyślałam, że albo jest tak mocno emocjonalna, albo ma jakieś inne problemy. Nie wnikałam jednak, tylko spytałam się, czemu płacze. Stwierdziła, że rozmawiam z nią brzydko… (No tak, chyba powinnam pogłaskać po główce i stąpać na palcach przy niej). Ale zamiast westchnąć, wzięłam ją na stronę i opowiedziałam kilka przykładów z mojego życia wziętych i dodałam: “Czy ty uważasz, że ja po tyłku nigdy nie dostałam? Uważałam siebie za wszystko wiedzącą, zarozumiałą damę, której się wszystko należało”, na co ona: “Serio”. I wtedy westchnęłam. No serio! A jak inaczej mamy być dobrzy w naszej pracy? Jeszcze nie urodził się taki inteligent, który wiedziałby wszystko od pierwszego wdechu i nigdy nie dostał kopa od życia. Trzeba swoje przeżyć, popłakać w kącie, zadzwonić do mamy i się wyżalić, albo iść na drinka, żeby zrozumieć, że uczymy się na błędach i tylko wtedy kiedy chcemy się nauczyć, a konstruktywną krytykę rozumiemy, jako daną nam lekcję, a nie opieprz.
Praca a nie zabawa
Wymagając od siebie wiele, wymaga się również dużo od innych. Ten kto nawala – odpada z gry. Szkoda mi mojego czasy na wyjaśnienia po raz setny (czyt. trzeci) ten samej sprawy. Wolę ten czas przeznaczyć na ploty z siostrą lub planowanie kolejnego wyjazdu, albo nawet obejrzenie po raz setny (serio…setny!) “Przyjaciół”. Myślę, że bardzo podobnie działał Steve Jobs: nie zgadzasz się z moim pomysłem, to nie… szukaj sobie kogoś innego, kto zgodzi się z Twoim. Czy żal mi takiej osoby, z którą ja się nie zgadzam, albo ona ze mną? Nie! Dlaczego? Z całą pewnością ta osoba znajdzie sobie inne zajęcie, pracę, projekt, przy którym się zrealizuje.
Usłyszałam ostatnio, że jestem agresywna w rozmowach ze współpracownikami. No cóż… Skoro wiele się ode mnie wymaga, ja jestem wymagająca wobec siebie, to koniec końców będę wymagać również od tych, od których moja praca zależy. Także tak: będę potrafiła odpowiednio powiedzieć swoje zdanie i walczyć o rzeczy, które są mi niezbędne, by zrealizować swoje zadanie dla klienta… By… następnego dnia otrzymać propozycje współpracy z kilkoma innymi klientami 😀
Nie chcesz ze mną pracować? Nie musisz. Ale wiedz, że pracując ze mną osiągniesz cel – ciężką pracą. Tak rozumiem profesjonalizm – komunikacja, szczerość, konstruktywna krytyka, pochwała za pozytywne aspekty wspólnej pracy, bez bawienia się w przedszkole. Po pracy: mogę iść z Tobą na drinka, imprezę, bawić się do białego rana. Ale następnego ranka wstaję i pracuję (o ile nie jest to weekend) 😀
Ale cóż… Ile ludzi, tyle opinii, także wcale nie musisz się ze mną zgadzać 🙂